Płeć, pochodzenie oraz wynikające z nich przywileje/ich brak są znacznie ważniejsze niż ma się czasem wydaje - to one często warunkują, co będziemy w życiu robić oraz jakie będą nasze wybory, np. polityczne. Ekonomia kojarzy nam się głównie z danymi i liczbami, które sprowadzają dyskusję do wskaźnika PKB lub inflacji - nie da się jednak rozpatrywać zagadnień ekonomicznym bez kontekstu społecznego. Jednym z takich kontekstów jest właśnie płeć i to w jaki sposób zyskuje lub traci na klasycznie rozumianej ekonomii. Ekonomia feministyczna to propozycja naukowa szerszego, bardziej inkluzywnego spojrzenia na gospodarkę; uwzględnia pracę opiekuńczą, nierówność zarobków między kobietami a mężczyznami oraz udział kobiet w różnych sektorach.
Czym jest ekonomia feministyczna?
Dyscyplina ekonomii zwana ekonomią feministyczną wywodzi się z neoklasycznej teorii ekonomii. Wychodząc z tradycyjnego rozumienia procesów gospodarczych ekonomia feministyczna proponuje znacznie bardziej rozbudowany system myślenia. Przede wszystkim wprowadziła pojęcie płci społeczno-kulturowe. To ważna definicja, która mówi, że płeć nie jest tylko naszą cechą biologiczną a to jakiej jesteśmy płci wpływa na to jaką, prawdopodobnie, będziemy odgrywać rolę w społeczeństwie. Pionierami ekonomii feministycznej byłi Gary Becker oraz Jacob Mincer a przedstawicielami Amartya Sen i Sakiko Fukuda-Parr, które znacznie przyczyniły się do powstania indeksu rozwoju społecznego - Human Development Index (HDI). O bieżących działaniach ekonomii feministycznej można przeczytać w magazynie Feminist Economics, które powstało za sprawą International Association for Feminist Economics w 1994 roku.
Co bada i czym się zajmuje ekonomia feministyczna?
Badania tej dzieciny koncentrują się m.in. na tym, że praca domowa oraz wychowanie dzieci nie jest poważnie traktowana choć jej konsekwencje są poważne dla kobiet. Po pierwsze praca opiekuńcza to rola głównie przypisywana kobietom - jej wymiar jest różny - od opieki nad dziećmi, przez opiekę nad osobami z niepełnosprawnościami, po opiekę nad starszymi osobami. Wpływa ona na częste przerwy w karierze zawodowej i dyskryminację na rynku pracy. Osoby zajmujące się ekonomią feministyczną postulują, że ignorowanie danych na temat pracy domowej i opiekuńczej wpływają na złą ocenę PKB - prowadzi do zaniżonych pomiarów, które nie uwzględniają nieodpłatnej pracy. Tradycyjna ekonomia pojmuje więc rozwój w bardzo uproszczonym sensie, pomijając po pierwsze to, że niewidoczna praca kobiet jest jednym z filarów napędowych gospodarek a jednocześnie nie jest wynagradzana o czym dokładniej można przeczytać w poniższym rozdziale.
Tracimy wszyscy. Znaczący wpływ nierówności płciowych na cały rozwój gospodarczy
Dlaczego badania i rozwój ekonomii feministycznej mają sens? Bo tradycyjny model ekonomiczny jest oparty na równie tradycyjnym pojmowaniu ról płciowych (czytaj: ultrakapitalizm). To nie tylko dyskryminacja i społeczne wykluczenia. To także bardzo konkretne straty gospodarcze. Jeśli kobiety, które stanowią połowę światowej populacji, są systemowo wypychane z rynku pracy albo ograniczane w dostępie do niego, to nie mogą być siłą napędową gospodarki. A przecież mogłyby w niej uczestniczyć znacznie bardziej. Dlaczego więc, mimo że logika i dane podpowiadają konieczność walki z tymi nierównościami, wciąż tak kurczowo trzymamy się przestarzałego modelu gospodarczego? Powodów jest kilka. Po pierwsze: przyzwyczajenie. System oparty na patriarchalnych schematach jest łatwiejszy do utrzymania, bo nie wymaga wielkiego wysiłku. Nie trzeba niczego zmieniać, nie trzeba nic redefiniować. A zmiana roli płciowej to przecież także zmiana społeczna, kulturowa, prawna. W skrócie: jest to realna, niełatwa praca do wykonania. A po co komu praca, jeśli korzysta na tym, co już jest? Ci którzy dziś mają najwięcej do powiedzenia w gospodarce, to osoby, które na obecnym porządku najwięcej zyskują. Są uprzywilejowani klasowo, finansowo i medialnie. Mają wpływ na opinię publiczną a więc nie spieszy im się, żeby cokolwiek kwestionować. Ta wygoda wpływa na brak inicjatyw i chęci zmian. A kto traci? Mimo że mówimy o “ekonomii feministycznej”, to nie są to tylko kobiety. Tracą osoby mniej uprzywilejowane w każdej konfiguracji: osoby z niepełnosprawnościami, LGBTQ+, osoby starsze, neuroróżnorodne i wszyscy ci, których obecność w gospodarce systemowo się ignoruje. To nie tylko brak tolerancji, a przede wszystkim brak realnych, politycznych działań. W szerszej perspektywie tracimy wszyscy. Nie tylko pod względem społecznym, ale czysto ekonomicznym. Tracimy pracowniczki i pracowników, naukowczynie i innowatorów. To strata rozwoju, a co za tym idzie - lepszej przyszłości.
W 2023 roku Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii otrzymała Claudia Goldin (co ważne – jako jedyna laureatka, nie w zespole!). Zbadała ona różnice płacowe między kobietami i mężczyznami na przestrzeni ponad 200 lat rozwoju gospodarczego. Wniosek? Nierówności płciowe mają realnie negatywny wpływ na rozwój gospodarczy, a czynnikiem, który nieustannie wpływał na rynek, bardziej niż dane makroekonomiczne, były normy społeczne. Goldin jest pierwszą kobietą nagrodzoną samodzielnie w tej dziedzinie i dopiero trzecią kobietą w historii z Noblem z ekonomii, co mówi samo za siebie, nawiązując do nierówności. Dwiema pozostałymi noblistka w dziedzinie ekonomii są: Elinor Ostrom (nagroda w 2009 roku za analizę zarządzania dobrami wspólnymi) oraz Esther Duflo (nagroda w 2019 roku - wspólnie z Abhijitem Banerjee i Michelem Kremerem - za podejście eksperymentalne do łagodzenia globalnego ubóstw) - ich prace również pokazują wymiar społeczny w ekonomii.
Dane
Przyjrzyjmy się zatem danym, które pokażą nam z czym mierzymy się jeśli chodzi o ekonomię i wykluczenia. Na początku związek wykształcenia i pracy. Mimo że kobiety w Europie mają wyższe wykształcenie niż mężczyźni - w grupie 25-34 lata aż 49% kobiet posiada dyplom wyższej uczelni (vs 38% mężczyzn) - nadal rzadziej pracują i rzadziej awansują. W Polsce różnica ta jest jeszcze większa: aż 46,3% młodych osób ma wykształcenie wyższe, ale między kobietami a mężczyznami różnica wynosi aż 19 punktów procentowych na korzyść kobiet. Tymczasem na rynku pracy to mężczyźni dominują: w 2023 roku w UE pracowało 80,4% mężczyzn i tylko 70,2% kobiet, a w Polsce te liczby wynosiły odpowiednio 77,8% vs 66,9%. Część tej luki tłumaczy się tzw. “efektem opiekuńczym” - kobiety częściej pracują w niepełnym wymiarze (27,9% vs 7,7% mężczyzn), rezygnując z pełnoetatowej pracy z powodu obowiązków domowych czy braku systemowego wsparcia. W praktyce oznacza to nie tylko marnowanie potencjału, ale realną stratę dla gospodarki. I tym właśnie zajmuje się ekonomia feministyczna - badaniem społecznych uwarunkowań gospodarki z naciskiem na płeć. Podsumowanie
Ekonomia feministyczna pokazuje, że nierówności płciowe to nie tylko problem społeczny, ale także realna bariera dla rozwoju gospodarczego. Mimo że kobiety w Europie są lepiej wykształcone niż mężczyźni, rzadziej uczestniczą w rynku pracy, co przekłada się na straty dla całej gospodarki. Ekonomia feministyczna mówi o wzroście nie tylko w kategoriach PKB, ale także w kontekście równości i sprawiedliwości.
Źródła
- https://www.exploring-economics.org/pl/wprowadzenie/ekonomia-feministyczna/
- https://mitsmr.pl/kultura-organizacyjna/ekonomia-feministyczna-a-rozwoj-gospodarczy/
- https://mfiles.pl/pl/index.php/Ekonomia_feministyczna
- https://ec.europa.eu/eurostat
- https://op.europa.eu
- https://www.eumonitor.eu
- https://www.statista.com